Ostatnio − pewnie w związku z atakującą odrą − ożył temat szczepień. Temat trudny dla rodzica, który pragnie dla swojego dziecka jak najlepiej. Kwestia szczepionek wywołuje skrajne emocje. Jedni uważają, że bezwzględnie szczepić należy, inni zaś, że absolutnie nie powinno się. Gdzie leży prawda?
W pierwszej dobie życia noworodek szczepiony jest dwukrotnie – przeciw gruźlicy oraz przeciwko WZW (wirusowe zapalenie wątroby) typu B. Mała także została zaszczepiona jeszcze w szpitalu. Oczywiście, my nie mieliśmy nic przeciwko. Ba! Nawet nie wpadło nam do głowy, żeby się nie zgadzać. Jak tak teraz o tym myślę, to uświadamiam sobie, że nikt nas o zdanie nie pytał. Nie pytał, bo to tak zwane szczepienia obowiązkowe. Nim dzieciak zdmuchnie swoją pierwszą świeczkę na swym pierwszym urodzinowym torcie, takich obowiązkowych spotkań ze strzykawkami jest aż pięć (kto ciekawy, więcej poczytać może np. tutaj). Ponadto rodzice mogą zdecydować się na szczepienia dodatkowe, już nieobowiązkowe, a jedynie zalecane.
Ważną kwestią, o której powinni wiedzieć rodzice niemowląt jest to, że istnieje możliwość zaszczepienia dziecka tzw. szczepionką skojarzoną, a więc taką, która jednocześnie uodparnia na kilka chorób zakaźnych. My właśnie taką wybraliśmy, choć nie należała do najtańszych (bo w przeciwieństwie do refundowanych szczepionek pojedynczych, skojarzona jest płatna). Chcieliśmy zaoszczędzić Małej kilkukrotnego kłucia. Za radą pani doktor wybraliśmy szczepionkę typu 5w1. Nie żałowaliśmy i nie żałujemy decyzji. Choć – nie ukrywamy – blady strach padł na nas, kiedy nagle okazało się, że nasza szczepionka jest aktualnie w Polsce niedostępna. Dopiero wtedy – muszę się przyznać – zaczęliśmy grzebać w Internecie. Dlaczego jej nie ma? Czy jest niebezpieczna?
Szybko trafiliśmy na grzmiące głosy przeciwników szczepionek, którzy wołali, że te to samo zło, bo zawierają rtęć, a nawet, co rzekomo udowodnione, powodują autyzm. Wpadliśmy w panikę. Przerażeni wybraliśmy się do pani doktor, nerwowo tłumacząc, że my już szczepić nie chcemy, że się boimy… Pani doktor (za co jestem jej niezmiernie wdzięczny) spokojnie wyjaśniła nam, że sama nie ma przekonania do refundowanych szczepionek (!), dlatego poleciła nam skojarzoną oraz że wielką krzywdę wyrządzimy dziecku wówczas, gdy go nie zaszczepimy. Bo prawdziwy problem pojawi się wtedy, gdy maluch zachoruje na którąś z chorób, na które mógł być uodporniony…
Obowiązek to nie przymus. Nikt nas do zaszczepienia dziecka nie zmusi. Wielu rodziców ma wątpliwości co do słuszności szczepienia. Pamiętajmy jednak, że fakt, że nasze dziecko łagodnie przechodzi daną chorobę nie oznacza, że tak samo może reagować inny maluch, któremu nasz niezaszczepiony smyk może ją „sprzedać”. Nie wmawiajmy sobie, że na szczepieniach wygrywają jedynie koncerny farmaceutyczne. To my wygrywamy zdrowie, a może nawet i życie, naszych dzieci.