Tytuł dzisiejszego artykułu może nasuwać na myśl cykl kawałów z babą – i słusznie, wszak jedno i drugie rzadko kiedy śmieszy. A już z pewnością wizyta u lekarza w wykonaniu dzieci to często nie lada udręka dla doktora, rodziców oraz samego zainteresowanego. Pół biedy, gdy jest on jeszcze w wieku niemowlęcym, gdy niewiele rozumie z tego, co dzieje się w jego otoczeniu. Ale rosnąca świadomość nakazuje małemu dziecku ograniczyć zaufanie do tego dziwnego osobnika w białym fartuchu. I wtedy zaczynają się schody…
Na pierwszą wizytę w przychodni powinniśmy się wybrać w szóstym tygodniu życia, w okolicach drugiego (po odbytym jeszcze w szpitalu) szczepienia. Wtedy z reguły nie jest jeszcze tak źle – nawet jeśli maluch nie jest zbytnio zadowolony z przebiegu zdarzeń, da się go udobruchać, chociażby podając pojemnik z mlekiem.
Prawdziwy problem dotyczy dzieci nieco już starszych, kilkulatków, które mają już swoje zdanie i potrafią bronić go za wszelką cenę. Jeśli nie mają na coś ochoty, to będą zapierać się rękami i nogami, byle tylko postawić na swoim. Do tych znienawidzonych czynności u lekarza należą wspomniane już szczepienia. Niejeden rodzic poznał w ten sposób możliwości głosowe swojej pociechy. Podobna reakcja może się wiązać z zastrzykami, o ile takowe stają się potrzebne.
Całe szczęście, omówione wyżej sytuacje należą do występujących względnie rzadko w życiu małego człowieka. Zdecydowanie częściej zachodzi potrzeba kontaktu z pediatrą w celu zbadania chorego malucha. Dlatego powinniśmy się cieszyć, jeżeli nasze dziecko nie reaguje „alergicznie” na zwykłe osłuchiwanie stetoskopem czy też nie wpada w histerię podczas próby zajrzenia w gardło.
Całe szczęście, Mała nie ma większego problemu z kontaktem z lekarzami. Oczywiście, nie obyło się bez kilku gorszych momentów, jednakże dziś z dumą kolekcjonuje naklejki z napisem „Dzielny pacjent”. Czemu zawdzięczamy tę sytuację? Trudno powiedzieć, raczej nie jestem w stanie napisać nic odkrywczego. Chyba po prostu ten typ tak ma 🙂